Kaplica w Brzozowie
Brzozów, miejscowość położona kilkanaście kilometrów na północ od Sochaczewa kojarzy się głownie z okazałym kościołem parafialnym z 1857 roku. Innym skojarzeniem jest operacja „Jacket” ( lądowania polskich spadochroniarzy ) z 27 na 28 grudnia 1941 roku. Tymczasem jest jeszcze jedno miejsce, bez którego ( przynajmniej dla mnie) obraz Brzozowa byłby bardzo niepełny.
Nim jednak zdradzę, co to za miejsce, słów kilka o historii Brzozowa. Wszystko wskazuje na to, że zawdzięcza on swoja nazwę o brzóz, których w dawnych stuleciach można było spotkać tu bardzo dużo. Tutejsza parafia powstał w czasach pierwszych Jagiellonów ( 1387) staraniem biskupa poznańskiego Mikołaja, który wydzielił ją z dawnej parafii Iłów. Zagadką jest fundator pierwszej drewnianej świątyni; nie wiadomo do końca również, czy opisywany w 1603 roku przez biskupa poznańskiego Wawrzyńca Goślickiego kościół jako „ (…) źle pokryty, walący się z dachem przeciekającym” był tym pierwszym kościołem istniejącym w Brzozowie. Od lat 60. XIX wieku parafia brzozowska należała do dekanatu sochaczewskiego. Celowo tą krótką opowieść o historii Brzozowa sprowadziłem do spraw „kościelnych” bowiem będzie ona pomocna w opisie wspomnianego we wstępie miejsca. W drugiej połowie dziewiętnastego stulecie stan kościoła parafialnego w Brzozowie był na tyle zły, ze zdecydowano się zbudować nowy kościół, tym razem całkowicie murowany. Powstała na planie krzyża wpisanego w prostokąt świątynia wznoszona była w latach 1852-1857 z inicjatywy hrabiego Józefa Kalassantego Ciechomskiego. Wedle podań, hrabia chcąc ożenić się z Ludwiką Korotyńską, która przynależała do jego rodziny(!) musiał uzyskać zgodę ówczesnego papieża Piusa IX. Na samej zgodzie się nie skończyło, bo hrabia musiał sfinansować budowę nowej świątyni. I tak też się stało. I tak dochodzimy do bohaterki tej opowieści…
Właściwie to dobrze widać ją tylko kilka miesięcy w roku; przy ostrym zakręcie drogi prowadzącej z Sochaczewa do Gąbina, na północ od pozostałości parku dworskiego w Brzozowie znajduje się niewielkie prostokątne wzniesienie porośnięte starymi akacjami i klonami. W jego centrum jest niewielki budynek, który gdy drzewa mają liście jest prawie nie widoczny z zewnątrz. O jego istnieniu nie informuje żadna tabliczka. To kaplica grobowa rodziny Ciechomskich. Ufundowano ją w 1860 roku. Budynek powstał na planie prostokąta, przykryty dwuspadowym blaszanym dachem. Na ścianie wschodniej i zachodniej znajdują się po dwa małe okna, tuż pod linia dachu. Podobnie jak oba tympanony otacza je ozdobny gzyms. Wejście jest orientowane na południowy zachód i odtacza je niewielki portal. W tympanonie nad wejściem znajduje się tablica z inskrypcją „Grób Rodziny Ciechomskich 1860” oraz na szczycie metalowy, bardzo piękny krzyż, zaś od strony północnej we wnętrzu tego tympanonu inskrypcja z datą „1860”.
Kaplicę wzniesiono z czerwonej cegły, była otynkowana, choć dziś po tynku pozostały niewielkie ślady. Gdy po raz pierwszy pojawiłem się w tym miejscu, pierwotna ciekawość i zachwyt tym miejscem zostały zastąpione smutkiem; kaplica jak i jej otoczenie wyglądają bardzo źle; wokół porozrzucane betonowe pozostałości ogrodzenia i odpadające tynki, śmieci. Kaplica nigdy nie była remontowana; po II wojnie światowej niszczała i była dewastowana przez okolicznych mieszkańców. Zastanawiałem się na tym jak wyglądały drzwi wejściowe, bo je skradziono, aby dalej kaplicy nie dewastować, wejście zostało zamurowane. Mimo to wandale wybili dziurę w tym nowym murze i dostali się ośrodka pokrywając sprayem ściany. Nie wiadomo jak wyglądało jej wnętrze, czy ściany było pomalowane jakimiś malunkami i ile wewnątrz było tablic epitafijnych. Jedna z nich, znajduje się na terenie wokół kaplicy. Pokrywa ja następująca inskrypcja: „ Juli z Zaborowski Ciechomskiej, urodzonej w 1829 roku w Starym Zaborowie, zmarłej w Brzozowie 5 lutego 1899 roku. R.I.P”. Pierwotnie ta tablica była w kaplicy.
Dewastacja kaplicy była na tyle duża, że 1997 roku z inicjatywy księdza proboszcza Zbigniewa Oltona prochy rodziny Ciechomskich złożono w kościele parafialnym, w murowanej ścianie świątyni. Warto by wnętrze posprzątać, wybitą dziurę w murze zamurować. Przydało by się dojazd do kaplicy oznaczyć i należycie opisać to miejsce. Bo jest ono tego warte.
Marek Orzechowski
artykuł ukazał się również w Expressie Sochaczewskim
Pamiętam że około dwadzieścia lat temu, może więcej tablice jeszcze były w środku.
Ale że były ( nie wiem nie znam się) , wyglądało to jak biały marmur. Więc po prostu klasycznie zniknęły.Jak wiele rzeczy w naszym kraju.
Pamiętam że jeszcze jako dzieci często tam zachodzilismy zajrzeć żeby sprawdzić kto się odważy. Ponieważ to miejsce naprawdę stwarzało aurę tajemniczości. I wtedy te tablice jeszcze były. Aż nagle któregoś wakacyjnego dnia zniknęły. Od tamtej pory tam nie byłem.
Chociaż bardzo mnie ciekawi jakże teraz wygląda to miejsce. Bo naprawdę lubiłem gęsią skórkę jaką ono wywoływało.
Nikt z nas. Wtedy dzieci nie potrafił obrócić się obojętnie od ziejącej w murze ciemnej dziury i nie ruszać od razu biegiem na słoneczną łąkę obok.
Zatrzymywaliśmy się pędzeni strachem dopiero koło parku i dopiero tam byliśmy w stanie obejrzeć się za siebie ?.
Częściowo działała na nas dziecięca wyobraźnia a częściowo opowieści starszych mieszkańców Brzozowa.
Piekne miejsce i piękne wspomnienia.
Coraz mniej jest takich tajemniczych miejsc.
A tam niszczeje i popada w ruinę kolejne z nich……?
Wandalizm zawsze bulwersuje. Najgorsze jest to iż praktycznie nie ma na gnoi bata!
Miejsce ciekawe i warte opisania dla wędrowców pieszych czy rowerowych.
W latach 90 pod podłogą kaplicy były jeszcze metalowe trumny, niestety już porozbijane, a obok kaplicy w parku pozostałości grobów innych członków rodziny Ciechomskich