..i okolice w słowach, obrazach, wspomnieniach.

Historia Stefana Wrzesińskiego

Pan Artur Wrzesiński jest kolejną osobą, która pomogła nam ratować „małą historię”.  Zapraszamy do lektury artykułu, przysłanego ongiś dla Ekpressu Sochaczewskiego”, którą za zgodą redakcji publikujemy, oraz uzupełnienia, którego autorem jest Pan Artur.

Historia Stefana Wrzesińskiego.(12.10.1911 – 10.04.1945.)
Przesyłam historię mojego dziadka zawartą w książce „Spacerkiem po Sochaczewie” nadesłaną na konkurs „Szanujmy wspomnienia” przez Janusza Owczarka, kolegę mojego nieżyjącego już ojca Mariana Wrzesińskiego. Historię uzupełniłem swoją wiedzę i poprawiłem informację o obozie w którym zginął mój dziadek Stefan.

O NIEMCU, KTÓRY RATOWAŁ POLAKÓW

04-03-2008 Express Sochaczewski.

Na drodze z Rozlazłowa do centrum miasta przy rzece Bzura, tuż przed mostem, w czasie wojny pełnił służbę żandarm o imieniu Walter – nazwiska nie pamiętam. Niektórzy mieszkańcy Sochaczewa mogą mu także dużo zawdzięczać. Wiem, że on pochodził z Drezna. Ten poczciwy Niemiec ostrzegł w Sochaczewie kilkanaście osób, które miały być aresztowane przez gestapo lub SS.

Adela Owczarek (fot. ze zbiorów Mariana Wendkowskiego)

Przez wiele lat mieszkałem z rodzicami (tata Stanisław, mama Adela z domu Wendkowska) w Sochaczewie, w domach przy ulicy Płockiej 9 a potem 11 do 1946 roku. Tu uczęszczałem do Powiatowego Gimnazjum i Liceum im. Fryderyka Chopina. Jednak w 1946 roku wyjechaliśmy do Zgorzelca. Przez wiele lat pełniłem funkcje wojewody legnickiego a potem wrocławskiego. Obecnie mam skończone 75 lat i przebywam na emeryturze. Kiedyś często odwiedzałem Sochaczew, gdyż na cmentarzu jest pochowana moja matka, ojciec i sporo innej rodziny. Z najbliższej rodziny pozostał mi tu Marian Wendkowski oraz Sabina Oferczak.

Dziś pragnę przedstawić okruchy wspomnień z mojego dzieciństwa, które przypadło w czasie okupacji hitlerowskiej
Przypominam sobie taki fakt, że ojciec przeżył wojnę dzięki niemieckiemu żandarmowi z Sochaczewa. Otóż na drodze z Rozlazłowa do centrum miasta przy rzece Bzura, tuż przed mostem pełnił służbę w czasie wojny żandarm o imieniu Walter – nazwiska nie pamiętam. Niektórzy mieszkańcy Sochaczewa mogą mu także dużo zawdzięczać. Wiem, że on pochodził z Drezna. Ten poczciwy Niemiec ostrzegł w Sochaczewie kilkanaście osób, które miały być aresztowane przez gestapo lub SS. Między innymi to on przestrzegł o zagrożeniu mojego ojca, który po tej informacji wyjechał do Warszawy i zapisał się na roboty przymusowe do Niemiec, potem z nich wrócił szczęśliwie. Niewątpliwie dzięki temu Niemcowi tata przeżył wojnę. Wiem, że Walter pomógł kilku, a może kilkunastu mieszkańcom Sochaczewa, których ostrzegł, ratując im tym samym życie.
W tym samym dniu, w którym mój ojciec wyjechał do Warszawy, moja matka wysłała mnie do ojca mojego kolegi, Mariana Wrzesińskiego, aby go poinformować o tym, że jutro SS ma go aresztować. Niestety pan Stefan Wrzesiński tą informację zlekceważył i został aresztowany. Zginął wkrótce w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu (zginął tak naprawdę w Sztutowie (Stutthof), a dokładnie w oddziale Stutthofu pod Policami – przyp. AW).

źródło www.straty.pl

Pamiętam też bardziej przykry fakt, a mianowicie przy ulicy Płockiej mieszkała rodzina o nazwisku Taubert. Rodzina ta przyjęła obywatelstwo niemieckie zmieniając nazwisko na Tober. Pamiętam jak trzy dni przed Świętami Wielkanocnymi pan Tober przyszedł do nas przynosząc z Magistratu przydział na nasze mieszkanie i w ciągu trzech dni musieliśmy z całą rodziną przeprowadzić się do jego domu. W naszym mieszkaniu mieliśmy wodę bieżącą, a u niego wody jeszcze nie było. Ojciec był wówczas na robotach przymusowych w Niemczech. Pamiętam, że Tober położył na stole pistolet i powiedział, że jest Niemcem „z krwi i kości”. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy opuścić nasz dom.
Po wojnie, gdy do Sochaczewa wkroczyli Rosjanie, to chcieli go rozstrzelać. Jednak kobiety na Rozlazłowie prosiły, aby go nie zabijać. Wiem, że po wojnie wyjechał z całą rodziną do województwa olsztyńskiego.
Zanim rozpocząłem naukę w Powiatowym Gimnazjum, uczyłem się w czasie okupacji niemieckiej na tak zwanych „tajnych kompletach”. Nauczanie odbywało się zawsze w innym mieszkaniu. Było nas kilkoro i lekcje mieliśmy u państwa Wrzesińskich, Marszałkiewiczów lub u nas w domu. Książki nosiliśmy pod koszulą, a na wierzchu zawsze mieliśmy podręcznik do języka niemieckiego „Schule und Haus”.
Jak wspomniałem ojciec mój wrócił szczęśliwie z robót przymusowych w Niemczech i po powrocie został powołany do służby wojskowej. Jako podporucznik Wojska Polskiego pełnił po wojnie służbę wojskową, początkowo w bazie materiałów pędnych w Ursusie, a następnie został przeniesiony do służby w Ministerstwie Obrony Narodowej w Warszawie.
Żył i cieszył się rodziną i życiem dzięki niemieckiemu żandarmowi Walterowi.

Janusz Owczarek

.
Wrocław

fot. ze zbiorów Mariana Wendkowskiego

Zbiórka pieniędzy na odbudowę zniszczonego kościoła w Sochaczewie. Na zdjęciu, które wykonano na rogu ulic Łowickiej i Płockiej, rodzice autora wspomnień: Adela i Stanisław Owczarek, ich kuzynka Danuta Janiszewska oraz dróżnik. (fot. ze zbiorów Mariana Wendkowskiego)

żródło: Sochaczewianin.pl – O Niemcu, który Polaków ratował

W trakcie II Wojny Światowej między innymi w domu Stefana Wrzesińskiego odbywały się tak zwane „tajne komplety”, na które uczęszczał jego syn Marian Wrzesiński oraz Janusz Owczarek ( późniejszy Wojewoda Wrocławia), którego matka po informacji otrzymanej od żandarma niemieckiego Waltera z Drezna (w czasie wojny pełnił służbę przed mostem na rzece Bzura) wysłała go by ostrzegł Stefana Wrzesińskiego, że jutro SS ma go aresztować. Stefan zlekceważył tą informację i został aresztowany oraz wywieziony na Pawiak. Z Pawiaka został wywieziony do obozu w Stutthof (jadąc bydlęcymi wagonami w Sochaczewie wyrzucił z pociągu karteczkę z informacją dla żony Marianny Korneli Wrzesińskiej, którą posiadam, że jedzie do obozu) gdzie przydzielono go do oddziału pod Policami. Z relacji naocznego świadka mieszkającego w Chodakowie (obecna dzielnica Sochaczewa) Stefan Wrzesiński z grupą innych więźniów zostali ubrani w papierowe worki, dostali po kawałku chleba i ciężarówkami zostali wywiezieni do pobliskiego lasu gdzie zostali rozstrzelani, na ciężarówkach do obozu wróciły tylko kawałki chleba. Historia aresztowania została opisana w drugiej części książki „Spacerkiem po Sochaczewie”.

Autor: Artur Wrzesiński

Zdjęcia ze zbiorów rodzinnych Pana Artura Wrzesińskiego:

Plac Armii Ludowej lata 45-48 hufiec harcerzy nie ma jeszcze jednolitych mundurków. (fot. ze zbiorów Artura Wrzesińskiego)

Sochaczew 1953r Rozlazłów, ul.Płocka 48 (Metalowiec) (fot. ze zbiorów Artura Wrzesińskiego)

Plac Kościuszki, lata 50 (fot. ze zbiorów Artura Wrzesińskiego)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *