..i okolice w słowach, obrazach, wspomnieniach.

Aleksander Weber – Dzieje sochaczewskiego tenisa

Aleksandra Webera (1900-1986) śmiało można nazwać ojcem sochaczewskiego tenisa, z dumą przybliżamy sylwetkę tego niezwykłego człowieka.

Aleksander Weber (fot. ze zbiorów Włodzimierza Okrassy)

Urodził się w 5 stycznia 1900 roku w Rembertowie, a wychowywał na warszawskiej Pradze. Mając 18 lat wstąpił do wojska, biorąc udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. W Armii służył jako zawodowy wojskowy do roku 1937. Służbę zakończył w stopniu starszego sierżanta. Gdy sprowadził się do Sochaczewa przyłączył się do grupki lokalnych tenisistów. Biały sport uprawiali wtedy m.in. Jan Kitkowski, Stefan Majewski, Tadeusz Wasilewski. Ówczesny kompleks tenisowy składał się z jednego kortu oraz ze ściany treningowej, sam kort znajdował się wówczas na lewej połowie dzisiejszego stadionu, jego resztki nadal prześwitują przez murawę.

W 1939 Weber brał udział w pierwszej bitwie obronnej września – pod Mławą. Pod koniec września, rodzina otrzymała informację, że w bitwie tej poległ, ale okazała się ona na szczęście nieprawdziwa i po jakimś czasie zapukał do drzwi rodzinnego domu. Po powrocie do domu zaangażował się w działalność konspiracyjną, organizując jeszcze w 1939 jedną z pierwszych na terenie Sochaczewa luźnych komórek ruchu oporu. Scalono je później pod egidą AK, natomiast Aleksander Weber przyjmując pseudonim „Cynober”, zaczyna m.in. prowadzić wykłady w tajnej szkole podchorążych, przekazując młodym elewom swoją nabywaną przez wiele lat służby wiedzę wojskową. Na co dzień zajmował się prowadzeniem sklepu z farbami, na rogu Staszica i Narutowicza, podobno nawet z racji tej profesji wpadł mu do głowy taki „kolorowy” konspiracyjny pseudonim.

Jednak teraz oddamy głos Panu Włodzimierzowi Majewskiemu, szwagrowi Aleksandra Webera, sochaczewianina od 1951 roku mieszkającego w Gdańsku.

Fragment kortu. Nie wiemy kim jest mama z dzidzią (wydaje nam się iż chłopiec to Boguś Wasilewski, zapewne z mamą), natomiast „mistrzem drugiego planu” jest Jan Kitkowski. (fot. ze zbiorów Włodzimierza Majewskiego)

Aleksander Weber był moim szwagrem, starszym ode mnie o 34 lata (mężem mojej starszej ciotecznej siostry Leokadii). Jego rodzina mieszkała w Rembertowie, on sam wychował się na Pradze. Wstąpił do wojska w roku 1918 lub 1919 i służył jako zawodowy wojskowy do 1937. Zamieszkał wtedy w Sochaczewie i od razu przyłączył się do grupy tenisistów, którzy regularnie spotykali się na nowym korcie, zbudowanym na wschodnim końcu stadionu, prostopadle do boiska piłkarskiego.

Na początku września 1939 jednostka, w której Aleksander Weber walczył, brała udział w bitwie pod Mławą. Pod koniec września nadeszła wiadomość, że Olek zginął w tej bitwie, ale w dwa tygodnie później on sam zapukał do drzwi.

Podczas okupacji Aleksander Weber prowadził mały sklep z farbami w nieistniejącym budynku na rogu ulic Staszica i Narutowicza (stąd jego pseudonim w AK – ”Cynober”). Po wojnie całą swoją energię włożył w działalność sportową. Czas dzielił pomiędzy pracę zarobkową (solidnie prowadził swój warsztat szklarski) i stadion (treningi drużyny piłkarskiej ”Naprzód” Sochaczew 1945-1947, organizowanie zawodów lekkoatletycznych) oraz zabiegi o odbudowę kortu tenisowego, który po kilku latach nieużywania zarósł trawą, a otaczająca go metalowa siatka zniknęła. Kort został oddany do użytku w roku 1948 w dawnym miejscu. Najwięcej kłopotów było z piłkami, które trudno było dostać w sklepach sportowych w Warszawie, więc były zgrywane do całkowitego zdarcia. Olek Weber był w swoim żywiole, niezmordowany w organizowaniu turniejów, namawianiu i zachęcaniu do gry. Wolny czas, jeżeli w ogóle mu jakiś zostawał, spędzał czytając książki, a jego ulubionym pisarzem był Alexandre Dumas (ojciec).

Wyjechałem z Sochaczewa w roku 1951, później, w czasie sporadycznych wizyt, kiedy chciałem zobaczyć się z Olkiem, zaczynałem poszukiwanie od kortu i często go tam spotykałem.

Włodzimierz Majewski listopad 2017

Zawodnicy wracający z kortu, od lewej: Tadeusz Wasilewski, Kazimierz Rosiński, nazwiska kolejnego zawodnika niestety nie znamy, Jan Kitkowski i Stefan Majewski. Zdjęcie zrobione na dzisiejszej ulicy Warszawskiej. (fot. ze zbiorów Włodzimierza Majewskiego)

Jan Kitkowski Stefan Majewski Tadeusz Wasilewski, Pani Wasilewska, juniorzy to Boguś Wasilewski i Włodzimierz Majewski. Zdjęcie zrobione na dzisiejszej ulicy Warszawskiej, tuz przy torach kolejki wąskotorowej. (fot. ze zbiorów Włodzimierza Majewskiego)

 

Znów mama z dzidzią na tel kortów (Chłopiec w tle to chyba Włodzio Majewski?). Tym razem gra Aleksander Weber. (fot. ze zbiorów Włodzimierza Majewskiego)

Na łamach Ziemi Sochaczewskiej, (06/2013) podczas wywiadu przeprowadzonego przez Sławomira Burzyńskiego, Aleksandra Webera  wspomina Paweł Rogowski, prezes STT.

Przyprowadził mnie (na korty) Ryszard Łakomski, ówczesny prezes klubu i przedstawił opiekunowi kortów, znanemu i szanowanemu wówczas przez wszystkich panu Aleksandrowi Weberowi. Przyniosłem ze sobą dwie rakiety i cały ekwipunek, licząc na grę. Tymczasem pan Weber powiedział do mnie: „To ci dzisiaj nie będzie potrzebne.” Wziął ode mnie torbę z rakietami i schował do skrzyni, a mnie, zamiast tego, wręczył motykę, z którą łączą mnie pierwsze tenisowe wspomnienia z pielenia zarastającego trawą kortu. Już dwa dni później, 22 lipca, podczas państwowego święta, Aleksander Weber pokazał mi pierwsze tenisowe odbicia.

Była to osoba niezwykła, ale nie z racji znakomitej gry, bowiem gdy my zaczynaliśmy, pan Aleksander miał już swoje lata. Pamiętam jak dostojnie kroczył zawsze ze swym nieodłącznym pieskiem i nikt nie był w stanie mu się sprzeciwić. To on decydował, kto i ile ma grać i na którym korcie. Jego decyzje nie podlegały negocjacji. Starał się, aby wszyscy młodzi, którzy przychodzili i trawę oraz chwasty karczowali, mieli też szansę pograć.

Wspomnienia Roberta Górskiego wiceprezesa STT

Z Aleksandrem Weberem spotkałem się już przy pierwszej mojej wizycie na korcie . Był to rok 1983. Miałem wtedy 12 lat i często grałem z kolegami w piłkę nożną na bocznym boisku klubu Orkan Sochaczew. Korty ogladałem z boku i czasami przynosiłem tenisistom piłki wyrzucone z kortu na boisko. Pewnego dnia sam postanowiłem spróbować swoich sił na korcie. Przyszedłem z pożyczoną rakietą i z piłeczkami na kort. Trafiłem na ścianę treningową i tam stawiałem pierwsze tenisowe kroki.
Po kilku odbiciach o ścianę podszedł do mnie starszy pan i powiedział, że przed grą i po grze powinienem polać kort wodą i później go przeszczotkować. Po pierwszym treningu czekał na mnie jeszcze kawałek kortu do wypielenia. Był to właśnie Aleksander Weber. My z kolegami nazywaliśmy go „dziadkiem”. Dopiero poźniej po kilku latach dowiedziałem się od starszych kolegów jakim autorytetem dla całego tenisowego środowiska był i jest Pan Aleksander.
W pierwszych moich miesiącach na kortach szczerze mówiąc nie lubiłem spotkań z „dziadkiem”. Zawsze po treningu czekał na mnie i moich kolegów i wyznaczał prace do zrobienia. Było to pielenie kortu, przesiewanie mączki przez sito lub pomoc w łataniu siatki tenisowej. Po kilku tygodniach gry na ścianie treningowej Pan Aleksander pozwalał nam czasami na krótką grę na korcie nr 3 (najbliżej ściany treningowej). Nie mieliśmy prawa gry na korcie numer 2 i 1, który zarezerwowany był dla najlepszych w tamtych czasach graczy. Pamiętam jak w wakacje 1984 roku przyszliśmy z kolegą na korty przed południem i zaczęliśmy grać na korcie nr 1. Wybraliśmy ten kort gdyż do południa latem był tam cień i w upalne dni grało sie na nim bardzo przyjemnie. Zauważył to Pan Aleksander Weber i oczywiście skończyło się to dla nas awanturą i przypomnieniem zasad obowiązujacych na sochaczewskich kortach. Już nigdy później sam nie odważyłem się na grę na jedynce lub dwójce bez pozwolenia.
W miarę poprawiania swoich umiejętności tenisowych współpraca z Panem Aleksandrem była coraz bardziej sympatyczna. To on właśnie był pierwszą osobą, które podpowiadała jak wykonywać prawidłowo uderzenia tenisowe. Od niego też dowiedziałem się jak grać na punkty i jak ustawiać się na korcie.
Obserwował młodych graczy i jak zauważył , że robimy postępy sam proponował abyśmy spróbowali gry na korcie z prawdziwą tenisową siatką. Później zachęcał do gry na punkty z innym bardziej zaawansowanymi graczami.
Spotkanie z Panem Aleksandrem Weberam to była prawdziwa lekcja tenisa i zycia. Uczył szacunku do pracy i wpajał wszystkim zasadę, że do do małych i dużych sukcesów można dojść dając od siebie bardzo dużo. Zwracał uwagę na to, że dużo można nauczyć się od innych bardziej doświadczonych osób. Był i jest ogromnym autorytetem dla całego sochaczewskiego środowiska tenisowego

Robert Górski grudzień 2017

Członkowie STT , czyli spadkobiercy pana Webera, podczas spotkania z okazji dziesięciolecia istnienia towarzystwa. (fot. z archiwum STT)

Ekipa Starego Sochaczewa pragnie podziękować Robertowi Górskiemu (Sochaczewskie Towarzystwo Tenisowe) i  Andrzejowi Paluchowi (Sekcja Sympatyków Orkanu) i panu Włodzimierzowi Okrassie za udostępnione materiały.

Artykuł na podstawie zebranych wspomnień pojawił się również w Expressie Sochaczewskim nr 12 (787) 27 marca 2018

>

>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *