Koledzy na moście
Po ostatnich postach na https://www.facebook.com/starysochaczew skontaktowała się z nami Pani Gabriela Frej podsyłając bardzo ciekawe zdjęcie swojego ojca – Kazimierza Newczyńskiego. Pan Kazimierz był rodowitym sochaczewianinem, ukończył szkołę Konarskiego w Warszawie, pracował w zakładach prezycyjnych radiowych, a po wojnie zarabiał w zakładach Chodakowskich. Pochodził z rodziny rzemieślniczej (jego ojciec Stanisław był szewcem i miał zakład na ul. Warszawskiej).
Na zdjęciu widać grupę kolegów – Pan Newczyński stoi pierwszy z prawej.
Czy ktoś rozpoznaje reszte przyjaciół na moście?
Zachęcamy do udostępniania swoich starych zdjęć, możemy je szybko skopiować w centrum miasta.
pozdrawiamy
starysochaczew.pl
Ci dwaj sympatyczni koledzy są braćmi , to Borys i Aleksander Dworzańscy. Pochodzą z rodziny kolejowej a ich ojciec, Ignacy był motorniczym parowozu w Sochaczewie.
Wielce dziękujemy za tą informacje.
Dziękuję bardzo za cenną informację.
Mili
Sochaczewianie i nie tylko!
Chciałbym rozszerzyć informację Pani Olgi Chwalczuk i dołączyć kilka
zdjęć,
Na zdjęciu „kolegów na moście” ze zbiorów Pana Freja mamy siedzącego na
filarze mego ojca Aleksandra a po jago prawej ręce Borysa, jego brata.
Sprowokowało mnie to zdjęcie do wspomnień z dzieciństwa i historii mojej
rodziny. Właściwie mógłby to być szkic do scenariusza filmu
historycznego o tytule: „Od kolei transsyberyjskiej w Niżnieudinsku do
kolejki sejmikowej w Sochaczewie”.
Początek to rewolucja 1905 r. w takcie której Ignacy Dworzański, (nota
bene mój dziadek), drobny ziemianin z pod Sochaczewa, a dokładnie z
Kompiny na tyle podpadł carskim władzom, że postanowili go zesłać na
Syberię. Trafił do Niżnieudinska (najbliższe duże miasto to Irkuck)
gdzie został zatrudniony jako maszynista na kolei.Warunki tego zesłania
były widocznie na tyle łagodne, że mógł tam założyć rodzinę i prowadzić
prawie normalne życie. A za żonę wziął Ukrainkę, Ksenię Opoka, która
przyjechała tam do rodziny na wakacje w 1906r. Mój dziadek musiał nieźle
jej zawrócić w głowie , bo zerwała zaręczyny z jakimś prawomyślnym
kijowianinem, który jednak zażądał odszkodowania, zwrotu pierścionka
itp. Ojciec jej zadośćuczynił tym żądaniom i wolna już Ksenia mogła
wyjść za mąż za ukochanego polskiego zesłańca.
Żyli w tym Niżnieudinsku szczęśliwie, dochowali się pięciorga dziec:
Aleksandra (to mój ojciec), Borysa, Zenaidę, Heleny i Waleriana. Zdjęcie
tej rodzinki postaram się załączyć jako pierwsze.
Spokojne życie tej rodziny przerwała rewolucja bolszewicka i potem wojna
domowa, która na tych terenach trwała najdłużej. Jakimś cudem wszyscy
przeżyli, Mój dziadek Ignacy widocznie był zbyt cennym fachowce dla
wszystkich stron walczących aby go zabijać, Władza tam przechodziła
kilkakrotnie z rąk do rąk ale ktoś przecież musiał prowadzić pociągi z
wojskiem i nie tylko. Tym niemniej babcia Ksenia opowiadała mi, że gdy
po kilku latach tej wymuszonej nieobecności dziadek wrócił do domu to go
nie poznała, tak był zniszczony, schorowany i postarzały. . Ale przeżył
i wrócił !
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości udało im się wszystkim
przyjechać do Polski w 1929r. Jako repatrianci zostali osiedleni na
początek w Kutnie, gdzie dziadek dostał pracę, oczywiście maszynisty na
kolei. a dzieciaki poszły do szkół.
Po jakimś czasie, pewnie ze względu na stan zdrowia, zaproponowano
dziadkowi lżejszą prace: maszynisty na kolejce sejmikowej w Sochaczewie,
Była to kolejka wąskotorowa, wiodła z Sochaczewa do Tułowic, gdzie
parowozik stawał na mostku i pobierał wodę z rzeczki Łasicy, a potem,
alternatywnie jechała dalej do Wyszogrodu lub do Piasków Królewskich w
kampinoskiej „puszczy”. Dla byłego maszynisty kolei transsyberyjskiej
taka trasa to z pewnością był jak spacerek po obiadku. Przeprowadzili
się więc do Sochaczewa, dostali domek na osiedlu przy kolejce (już go
niema). Wojnę i okupację przeżyli wszyscy oprócz dziadka, Któregoś
bardzo mroźnego dnia prowadził kolejkę na tasie z Tułowic do
Sochaczewa, zatrzymali ją w polu żandarmi, słusznie podejrzewając (albo
mając cynk), że pasażerowie wiozą różne produkty okolicznych wiosek na
niedozwolony handel do miasta, wygonili wszystkich z wagonów dla
dokonania rewizji i konfiskaty tych dóbr. Było to zimą, mróz był
straszliwy, po kilku godzinach tego postoju dziadek wrócił do domu
chory, dostał zapalenia płuc i zmarł.
Potem rodzina zamieszkała na osiedlu baraków kolejowych, dostali połówkę
baraku, położonego najdalej na wschód przy szosie na Bielice – Guzów –
Żyrardów, od której oddzielał go spory ogródek, gdzie babcia uprawiała
między innymi melony (pewnie ukraińskie wspomnienia). Dwa lata temu
jeszcze stał, widziałem go jadąc nasypem wiaduktu, chyba był ostatni,
jedyny zachowany z całego dużego przecież osiedla. I wydał mi się taki
mały!.
To tyle wspomnień a teraz spróbuję dołączyć kilka zdjęć
i