Nikomu Nieznana legenda
Pod górą zamkową leży dość duży kamień. Uważnie się mu przypatrując możemy dostrzec ślady liter. Niestety napis jest tak stary i zatarty, że nie można go odczytać. Nie jest to, jak część ludzi uważa, nagrobek przywleczony pod wzgórze z kirkutu. Był tutaj zanim tamten powstał.
Jego historia zaczęła się podczas jednej z krucjat, na którą z Fryderykiem Barbarossą udał się polski książę. W jego orszaku znalazł się giermek pochodzący z Sochaczewa, a na imię mu było Gniewko.
Podczas jednej z licznych w tej krucjacie potyczek uratował on jednemu z przyjaciół księcia życie. Czyn to był chwalebny tak, że giermka pasowano na rycerza. Po śmierci Fryderyka Barbarossy wyprawa się rozsypała. Część wróciła do domów, jednak Gniewko pozostał na służbie u jednego z książąt palestyńskich. W ciągu kilku Iat zdobył on nieśmiertelną sławę i nieprzebrane bogactwa w setkach nadgranicznych potyczek.
Po dziesięciu latach wrócił w rodzinne strony i kupił ziemię, na której osadził przywiezionych z Palestyny jeńców.
Było ich dziesięciu. Wszyscy to wojownicy pojmani w bitwach.
Były to czasy kiedy silne pruskie zagony plądrowały Mazowsze. W 1225 roku jeden z nich, szczególnie silny, przekroczył Wisłę koło Wyszogrodu i ruszył w dół Bzury. Mieszkańcy Sochaczewa z niepokojem obserwowali na nocnym niebie zbliżające się każdym dniem łuny pożarów.
Książe Konrad przysłał gońca z rozkazem obsadzenia grodu i oczekiwania odsieczy Jednak zbieranie wojska, które miałoby ruszyć z odsieczą Sochaczewowi szło mu opornie.
Poza tym toczył właśnie wojnę z jednym z sąsiednich księstw. Wydawało się, że dla miasta nie ma ratunku, lada chwila mieli zjawić się żądni krwi, jeńców i bogactw Prusowie. Zdawano sobie sprawę, że gród nie będzie w stanie długo wytrzymać oblężenia.
Krzyżowiec nie widział wyjścia, rozdał broń swoim brańcom i obiecał wolność tym, którzy przeżyją bitwę. Nie rzekłszy ani jednego słowa wszyscy ruszyli na Prusów.
Nieprzyjaciół napotkali w Chodakowie. Ci ograbiwszy spalili wieś i rozkładali obóz na noc. Było ich wielu, zbyt wielu nawet dla tak doskonałych wojowników jakimi byli Arabowie. Jednak mimo to zaatakowali oni nieprzyjacielski obóz. We wściekłej walce zginął Gniewko, a Arabowie, mimo iż ranili i zabili ponad 30 wojowników, musieli się wycofać. Rozwścieczeni niespodziewanym atakiem poganie rzucili się na Arabów. Ci cofali się w porządku, bez paniki szyjąc z łuków do nacierających nieprzyjaciół. Niemal każdy strzał kładł jednego wojownika. W Trojanowie pościg na chwilę się zatrzymał. Arabowie wzdłuż Utraty dotarli do Bzury i zaczęli wycofywać się w kierunku grodu.
Warta grodowa zobaczyła wtedy niezwykły widok. Rozwinięci w tyralierę Arabowie cofając się trzymali na dystans kilkuset osobowa ciżbę Prusów. Jeśli któremuś udało się przedostać przez chmurę strzał, jaką co chwilę – wypuszczali cofający się wojownicy, ginął natychmiast od szabli. Wśród pogan wzbudzało to strach i mimo iż będąc w przewadze mogli bardzo szybko zmiażdżyć swą masą Arabów, to jednak nikt nie potrafił zdobyć się na odwagę i ruszyć na nich ciągnąc za sobą resztę wojowników.
Być może dlatego, że co odważniejsi już zginęli w tym pościgu. Kiedy wydawało się, że Arabowie są już blisko zbawiennego grodu, między nimi a grodem pojawił się silny oddział pogan, któremu udało się niepostrzeżenie obejść ich i zamknąć im drogę odwrotu.
Otoczeni znaleźli się mniej więcej w miejscu, gdzie dzisiaj stoi most. Znajdował się tam niewielki pagórek.
Z początku Arabowie walczyli konno, potem jednak gdy poranione zwierzęta zaczęły padać, dobili je i schronili się za ich ciałami. Specjalnie wystawili się ku Prusom, aby zdobyć strzały, których zaczynało im brakować. Napastnicy widząc, że przeciwnik jest otoczony odzyskali odwagę, a ich wściekłośó była jeszcze większa, tak wielka, że zapomnieli o właściwie bezbronnym grodzie. Zaciekle szturmując pagórek chcieli pomścić poległych pobratymców. Jednak wszystkie ataki były krwawo odpierane. Nie zaprzestali ich po zapadnięciu zmroku. Załoga grodu przez całą noc słyszała odgłosy bitwy i co pewien czas w mroku dały się widzieć krótkie błyski gwiazd odbitych w stali szabel.
Nad ranem wszystko ucichło, wschodzące słońce odsłoniło niezwykły widok. Ziemia wokół pagórka była ruda od zakrzepłej krwi. Na pagórku ułożone w rzędzie leżało ze śladami wielu ran tylko dziesięć ciał Arabów. Za ich głowami stał drewniany posąg wyobrażający pruskiego demona.
Po Prusach. tych którzy padli w bitwie, jak i tych, którzy z niej ocaleli nie było śladu. Pierwsi, którzy dotarli do pagórka zobaczyli, iż jeden z Arabów choć ciężko ranny, żyje. Na chwilę odzyskał przytomność wymówił jedno słowo Hallah i z powrotem stracił świadomość.
Tymczasem nadciągająca odsiecz spotkała wycofujących się Prusów. Mimo że było ich jeszcze ponad stu, zmęczeni całonocną walką nie dotrzymali pola i uciekli w rozsypce, pozostawiając swoich rannych i dziesiątki ciał pobratymców zebrane z pola bitwy.
Jeszcze przez tydzień można było wśród lasów i pól znaleźć przerażonych i głodnych Prusów, którzy bez najmniejszego oporu, nawet dzieciom oddawali się w niewolę. Tymczasem jedynym pozostałym przy życiu wojownikiem arabskim zajęto się bardzo troskliwie i mimo iż wydawało się, że już żadna siła nie będzie mu w stanie pomóc, ten po tygodniu leżenia bez ducha zaczął odzyskiwać siły. Natomiast jego towarzyszy pochowano w miejscu ich ostatniej bitwy.
Kiedy Ibrachim, bo tak mu było na imię wyzdrowiał, otrzymał ziemię swego pana i odzyskał wolność. Mieszkał przez rok w miejscu, gdzie dzisiaj stoją sukiennice. Pewnego dnia zniknął, tylko na grobie jego towarzyszy pojawił się kamień z napisem w nikomu nieznanym języku. Natomiast na miejsce, w którym przez rok mieszkał Ibrachim, pamiętając słowa rannego. zaczęto mówić hallah. Kamień do dziś można oglądać u stóp góry zamkowej, a na sukiennice w naszym mieście nie wiadomo dlaczego mówi się hale.
Zbigniew Gros
Ziemia Sochaczewska nr 32 (134) 1993
Ciekawa historia i ciekawie napisana. Oderwałem się od pracy i popłynąłem 😉
a ten kamień jest jeszcze gdzieś na Podzamczu czy już nie?
Jeśli jest to może warto by było odczytać co na nim napisano???
To legenda, zatem nie wiadomo, czy kiedykolwiek na tym kamieniu było coś napisane…