Zagłada kościoła w Sochaczewie
Kościół parafialny w Sochaczewie został wprawdzie uszkodzony podczas działań wojennych, ale nie aż tak bardzo, żeby zaistniała potrzeba jego całkowitej rozbiórki. Problem był w tym, że nikt po otrząśnięciu się z wrześniowego zamętu nie pomyślał, żeby w pierwszym rzędzie odbudować budynek. Im dłużej stał uszkodzony, tym bardziej postępowała jego dewastacja. Tymczasem w lipcu 1940 roku Niemcy wydali zakaz odbudowy kościołów zniszczonych w wyniku działań wojennych, co przesądziło o losach świątyni w Sochaczewie.
Kościelne mury okazały się zbyt solidne, by je rozebrać, dlatego zadecydowano o ich wysadzeniu. Niemcom spieszno było, żeby ten rażący dowód wysokiej kultury ich narodu usunąć z oczu i z pamięci. Poza tym już przeznaczyli uzyskany w ten sposób teren na magazyny. Termin wysadzenia kościoła wyznaczono na godzinę 9 rano 29 kwietnia 1941 r. Wg kalendarza był to wtorek.
Dotarliśmy do kilku relacji opisujących ten moment.
Świadkiem wysadzenia kościoła była pani Lutyńska, zmierzająca wtenczas rano do miasta z Adamowej Góry wraz z innymi ludźmi zamieszkałymi w okolicznych wsiach. Wtorek był dniem targowym. Idących ulicą Rybną przy nieistniejącej już dziś kapliczce zatrzymał żandarm. O wyznaczonej godzinie kazał się nawet wszystkim położyć na ziemi. Z drugiej strony rzeki, kościół postawiony wyżej na skarpie widać było z tamtego miejsca jak na dłoni. Rozległ się potężny huk i mury kościelne na krótki moment uniosły się w całości w powietrze, by za chwilę osunąć się w bezładne rumowisko.
Wielowiekowe miejsce modlitwy pokoleń Sochaczewian, nie tak dawno przywrócone do świetności ze zniszczeń zawieruchy I Wojny przestało istnieć…
Z innej strony opisuje to wydarzenie ośmioletni wtedy Mieczysław Wyględowski.
„Niemcy szczelnym kordonem otoczyli świątynię i coś tam przy jej murach majstrowali. Staliśmy z chłopakami w wypalonym oknie pobliskiej kamienicy, co pozwalało nam wszystko widzieć i słyszeć. Padały jakieś niemieckie komendy i okrzyki: „Ahtung! Ahtung!” i nagle kościół uniósł się do góry, żeby zaraz z hukiem runąć na ziemię. Kurz najpierw zasłonił wszystko, a potem zaczął odsłaniać jedno wielkie gruzowisko. Ktoś z ludzi, jakich sporo zebrało się wokół, zaczął głośno płakać. Inni wnet dołączyli do niego i palcami pokazywali sobie krzyż z wieży kościelnej, leżący na samej górze rumowiska.”
Nie jesteśmy przekonani, czy faktycznie wysadzenie kościoła załatwiono jedną eksplozją. Na powyższych zdjęciach widać, że po wybuchu zniknął zachodni fragment murów, ale bryła gmachu stała nadal. Zbyt wiele ładunków wybuchowych mogło uszkodzić stojący w pobliżu ratusz, w którym urzędowały przecież władze niemieckie.
Cegły ze zburzonego kościoła użyto do budowy lotniska w Bielicach, podobnie jak macew z żydowskiego cmentarza. Na poniższym zdjęciu widać dwóch mieszkańców Sochaczewa podczas wywożenia cegieł z rynku.
Zniszczenie kościoła było dla mieszkańców miasta szokiem. I to było działanie z premedytacją, mającym osłabić morale Polaków. Maria Gołkowska nie ma wątpliwości, że Niemcy wysadzali kościoły, gdyż były zabytkowe. Były miejscami darzonymi wyjątkową atencją, obiektami sakralnymi. Uderzenie w nie, miało osłabić polskiego ducha. Na szczęście okupant nie docenił determinacji narodu w tej kwestii.
źródła:
Bogusław Kwiatkowski: „29 kwietnia 2015 r. – 74 – rocznica wysadzenia w powietrze przez hitlerowskich okupantów kościoła p.w. Matki Bożej Różańcowej w Sochaczewie”
Mieczysław Wyględowski – „Moje wiosny Moje lata Moja jesień” – Muzeum Częstochowskie
Relacje ustne mieszkańców miasta.
Dodaj komentarz